3. Budyń w bombki strzelił, pudełka brak!

4 czerwca rozejrzałam się dokładnie po ośrodku (sprawdziłam jak można czmychnąć do Gdańska, bez wzbudzania podejrzeń i tym bardziej alarmów), pokopałam piłkę, popływałam w basenie i wróciłam do swojego pokoju.
Leżąc na łóżku i oglądając telewizję dostałam wiadomość.
"Będziemy o 15, pojęczeliśmy jak zawodowi męczennicy przed ukrzyżowaniem i związek zgodził się na nasze zakwaterowanie w tym hoteliku. Tylko musimy na to płacić sami! Twoje kochanki A.C. i M. ;*********" - przeczytałam smsa od Tello i zaśmiałam się w głos. Właśnie dochodziło południe. Skoro napisał, że będą na piętnastą to będę na siedemnastą. Czyli, mam czas, żeby sobie pospać.


Angelika siedziała na recepcji i umierała z nudów. Hotel nie przyjmował gości, bo został całościowo zarezerwowany na Euro dla piłkarzy. Filip pojechał do Gdańska, a ona miała pilnować recepcji, bo pracownicy mieli ręce pełne roboty. Trzeba było wszystko dopiąć na ostatni guzik.
-Masz! - Dagmara podsunęła jej jakieś pismo i oparła się o kontuar.
-Delegacja zawodników z młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii? - zmarszczyła brwi.
-Nie moja wina, odgórne rozporządzenie - wzruszyła ramionami.
-Jasne - fuknęła.
-Zadzwoń i powiedz co myślisz - warknęła. - Oj, sis! - złapała się za głowę. - Do tego trzeba dobrze znać hiszpański, a ty o ile się nie mylę, zarzuciłaś naukę w drugiej liceum - dodała złośliwie i wbiegła po schodach.


Rozsiadłam się na schodku na półpiętrze i wpatrywałam się w drzwi. Jeszcze trochę i pojawią się w nich moi chłopcy! Chodziliśmy razem do szkoły, trenowaliśmy, wygłupialiśmy... Wszystko, pełen zakres usług!
W końcu się pojawili! Wparowali do środka jak burza. Tello coś klarował Vazquezowi, a Bartra rozglądał się ciekawie wokoło. Na widok Angeliki uśmiechnął się szeroko. Po chwili na facjacie Tello zawitał ten sam głupkowaty uśmieszek. Jedynie Alvaro był poważny. Pierwszy stanął przy kontuarze i odezwał się po angielsku.
-Jesteśmy delegatami młodzieżowych reprezentacji Hiszpanii. Mieliśmy być tu zakwaterowani - powiedział, a miny Crisa i Marca? Bezcenne! Jeden z drugim patrzyli na siebie bezradnie i nie wiedzieli co począć. - Szukamy też Dagmary Gallardo - dodał. Teraz to Angela miała oczy jak pięć złotych!
-Zbijasz się? - szepnął Barta do Vazqueza.
-Tak, dostałam dziś list - pokiwała głową Angela. - Mogę prosić dowody?
-Tak - pokiwali głowami i podali jej dokumenty.
-Zaraz zadzwonię do siostry - mruknęła. Położyła szczególny nacisk na słowo 'siostra', co nawet głuchy by usłyszał.
-Nie fatyguj się - zeszłam po schodach.
-DAGA! - zawołali razem Marc i Tello.
-A już się bałem, że zapierdalasz teraz w kieckach i obcasach! - wypalił Bartra.
-Jeszcze mnie nie pojebało - roześmiałam się i wycałowałam każdego.
-Zajebiste podobieństwo! - powiedział Cristian pokazując na Angelę, która właśnie wydawała Vazquezowi klucze.
-Bo to bliźniaczki, capie! - fuknął Marc.
-Stul pysk! - warknęłam i władowałam ich tobołki na wózek hotelowy, który podsunął mi boy. - Ładować dupska do windy! - wskazałam im kierunek i podeszliśmy do ściany. Windy jeżdżą tu strasznie wolno!
-Rozumie nas? - szepnął Alvaro, nie patrząc na Angelikę.
-Mówcie szybciej, mieszajcie kataloński z hiszpańskim, dodawajcie nasze teksty, zwroty piłkarskie i zrozumie tyle samo co z chińskiego - wyszczerzyłam się i pierwsza weszłam do windy. Nacisnęłam przycisk i pomknęliśmy na górę.
-Chłopaki będą kiedy? - zainteresował się Marc.
-Jutro, ale nie pamiętam godziny - wzruszyłam ramionami i wysiedliśmy. - Dwa pokoje, jeden będzie miał sam do czasu aż nie zjawi się Oriol, albo inna nadzieja hiszpańskiego futbolu - popatrzyłam na nich wyczekująco.
-Ja go wezmę - zgłosił się Alvaro i wziął swój klucz.
-To wasze - zatrzymałam się przy jednych drzwiach, które otworzyli. Wrzuciłam do środka ich torby i pojechałam dalej. Znaczy się stanęłam na wózku, a Vazquez go pchał do następnych drzwi. - Nie pomyliłeś mnie z moją perfekcyjną siostrą. Czemu? Była zbyt dokładnie umalowana? Czy nie śmiała się tak szeroko? - mruknęłam.
-Widzę więcej, nie? Nawet nie zwróciłem uwagi w co była ubrana i jak umalowana - puścił mi oczko i wwiózł mnie do swojego pokoju.
-Tak - podałam mu jego walizkę i usiadłam na łóżku. - Nie mam żadnych ciuchów, liczę na to, że mnie ubierzecie - uśmiechnęłam się rozbrajająco.
-Damy radę - zaśmiał się i zaczął się rozpakowywać. Patrzyłam na jego umięśnione ręce i serce zaczęło walić mi szybciej. Ponoć zły dotyk pamięta się całe życie... Dobry całą wieczność.
Poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon. Szybko go wyjęłam i zobaczyłam nieznany numer.
-Halo? - odebrałam.
~Czy rozmawiam
z señoritą Dagmarą Gallardo? - usłyszałam po hiszpańsku.
-Tak, w czym mogę służyć? - wyszłam na balkon i wyjęłam z kieszeni paczkę fajek. Wyskubałam jednego i zapaliłam.
~Jestem Vicente del Bosque, trener reprezentacji Hiszpanii. Dowiedziałem się, że będziesz naszym miejscowym tłumaczem. Czytałem twój życiorys, ale chciałabym się upewnić, że sobie poradzisz.
-Zrobię co w mojej mocy, panie trenerze. W moich aktach nie figuruje zapis, że od trzech lat przyjaźnię się na śmierć i życie z trzema piłkarzami z La Rojita. Rozmawiam z nimi w mieszance dialektów, języków i przekleństw. Daję rade z nimi, poradzę sobie bez problemu z pańskimi byczkami - dodałam z uśmiechem.
~To właśnie chciałem usłyszeć,
señorito Gallardo - powiedział ciepło. - W takim razie do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia, panie trenerze - rozłączyłam się.
-Miałaś nie palić - Alvaro stanął obok mnie i spojrzał groźnie.
-Ty miałeś nie robić wielu innych rzeczy - burknęłam. - I co? Budyń w bombki strzelił, pudełka brak!
-Daga... - westchnął.
-Czasem zapachy przeszkadzają mi w racjonalnym myśleniu, najstraszniejsze jest to, że od dawna mnie nie otaczają... - urwałam i się zaciągnęłam. - Ten smród je zabija, jebie nawet w mojej głowie. Pomaga mi, uzależniłam się od tego, żeby zapomnieć o uzależnieniu od tamtego. Wiem, że bez sensu, ale nie mam zamiaru rzucać palenia.
-Dagmara, przestań! - wyrwał mi z dłoni papierosa i rzucił na posadzkę. Zadeptał i spojrzał na mnie.
-Mam całą paczkę - wzruszyłam ramionami. - A jak jeszcze raz powiesz "Dagmara" to cie skrzywdzę - warknęłam.
-Sama mi wiele razy mówiłaś, że papierosy to zło! Po co ci to? Oboje doskonale wiemy, że jak zechcesz to możesz wrócić do Espanyolu. Stać się na to!
-Chyba ciebie stać, żeby mnie tam wkupić - warknęłam.
-Daguś, czego ty chcesz? - wziął mnie za ręce. W jego oczach było tyle troski, strachu o... mnie.
-Nie wiem i w tym cały problem. Kiedy miałam plan wszystko się posypało, a teraz gdy go nie mam... Każdy dzień jest fajną przygodą. Na przykład Euro, miało mnie tu nie być a jestem, a wy ze mną - uśmiechnęłam się.
-Martwię się o ciebie - spuścił głowę.
-Alvarito - pogłaskałam go po policzku. - To nie twoja wina. Tak wyszło i pewnie miało być. Zostaw to już za sobą. Jesteśmy zajebistymi przyjaciółmi i ludzie mogą nam tylko zazdrościć! - uśmiechnęłam się.
-Wiesz, że nie możemy tu zostać na całe Euro. Wyjeżdżamy za kilka dni - mruknął.
-Ciesz się tym co masz, a nie co chciałbyś mieć. Będziesz szczęśliwszy - zabrałam mu bluzę. - Resztę pożyczę sobie od chłopaków. - Wyszłam zanim się odezwał.


Wieczorem we czwórkę oglądaliśmy film. Chłopaki zasnęli w pokoju Bartry i Tello, a ja dowlokłam się do siebie. Poszłam spać chyba przed piątą, bo tak na prawdę to film sobie leciał tylko jako tło, a my gadaliśmy. Nie widzieliśmy się przecież dwa miesiące! Szmat czasu! Poza tym my zawsze mieliśmy o czym gadać. Jakby nie było: wspólne zainteresowania, przez rok chodziliśmy do tej samej szkoły czyli mamy tych samych znajomych, o których muszę wywiedzieć się wszystkiego. Czas leciał bardzo, bardzo szybko.
-Dagmara! - załomotało coś w drzwi. - Do jasnej cholery o 19:45 przylatują Hiszpanie! Ma być uroczyste powitanie i masz na nim być! DAGMARA!!! - darła się jak oparzona Angelika.
Ziewnęłam, wstałam, poprawiłam koszulkę i podeszłam do drzwi.
-Pamiętam - mruknęłam wyszłam. Kluczem Tello otworzyłam sobie pokój chłopaków i wpakowałam się do środka. Marc spał na swoim łóżku, Cristian na swoim, a Alvaro na kanapie. Otworzyłam walizkę Bartry i wyciągnęłam z niej długie spodnie dresowe, a z torby Tello wyjęłam czerwoną koszulkę. - Poczekaj - zgarnęłam jakiś żel pod prysznic i poszłam do łazienki. Wyszłam po pięciu minutach, a Angelika nadal stała w progu. Ja nie mogę! Jakiś jebany wampir czy coś, że musi mieć zaproszenie do środka?
-Co ty robisz? - szepnęła, gdy usiadłam na łóżku i zaczęłam podwijać nogawki spodni.
-Robię ciasteczka czekoladowe, chcesz spróbować? - westchnęłam. Podwijałam je tak długo aż sięgały mi do kostek. Dzięki Bogu w pasie miały nie tylko gumkę, ale też sznureczek. Związałam się mocno, tuż nad pępkiem i wcale nie przejęłam się faktem, że troczki sięgają mi połowy ud. Poprawiłam bluzkę, która była na tej samej wysokości i związałam włosy w kitkę. Zabrałam z nóg Alvaro japonki i wyszłam na korytarz. - Co się tak patrzysz?
-Wyglądasz jak... jak... Kloszard! - wyrzuciła z siebie.
-Kloszard nie chodzi w ciuchach trzech ciach z Hiszpanii - odparowałam i zeszłam na dół. Japonki były za duże co najmniej o sześć rozmiarów, ale co tam! Fajnie się szurało.
-Cześć, Daga - powitał mnie Filip i ucałował swoją dziewczynę, która szła za mną z grobową miną, w policzek.
-Tam jest jadalnia? - wskazałam jeden z korytarzy.
-Śniadanie już czeka - uśmiechnął się.
-Pychotka! - pogłaskałam się po brzuchu i poszłam jeść, zostawiając za sobą osłupiałą Angelę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz