14. Przepraszam, panie trenerze.

Mata, Reina i Pedro chodzili za mną cały wieczorny trening i błagali, żebym zabrała ich do klubu. Na szczęście Pique i Fabregas sobie odpuścili. Szkoda, że nie ci, ale to i tak nic nie zmieniało, bo byłam nieugięta.
-Chłopcy! - zawołał trener. - Dziś jecie grzecznie kolacje i spać. Żadnych gier - spojrzał na Torresa z Fabregasem. - I gierek - następnie na Casillasa i Reinę. - Spać, bo mamy przed sobą ciężkie spotkanie! Zrozumiano?
-Tak - pokiwali głowami i powlekli się do szatni.
-Chodź - usiadłam z trenerem na ławce i spojrzeliśmy na trybuny stadionu przed nami. PGE Arena, piękna budowla. Narodowego nie przebije, bo to "mój" stadion, ale i tak zapiera dech w piersiach. - Twoje zadanie na jutro jest proste - zaczął trener. - Będziesz znajdować się w strefie mieszanej. Piłkarze jeśli zechcą będą rozmawiać z dziennikarzami hiszpańskimi, ale mogą zjawić się też inni. Wszyscy powinni mówić po angielsku, ale nie wszyscy piłkarze posługują się nim płynnie. Twoje zadanie to tłumaczenie lub zabranie piłkarza jak będziesz widziała, że ma dość, ale mu głupio odejść.
-Dobra - pokiwałam głową.
-Mecz obejrzysz z wysokości trybun. Zejdziesz do strefy pięć minut przed końcem. Pytania?
-Brak - uśmiechnęłam się.
-Dobrze - poklepał mnie po ramieniu. - Żadnych głupot, Dagmara.



Po kolacji udałam się do pokoju Bartry. Wbrew rozkazowi trenera oprócz moich trzech przyjaciół kręcił się tam jeszcze Reina, Pedro i Llorente.
-Daga! - zaczęli piszczeć. Usiadłam na łóżku obok słodko patrzącego na mnie Tello i westchnęłam.
-Marc - zwróciłam się do bruneta. - Zabiorę was do klubu pod jednym warunkiem.
-Jakim? - zaciekawił się.
-Po powrocie do Barcelony powędrujesz do naszego liceum i zrobisz wszystko, żeby mój brat się tam dostał. Złożył podanie o przyjęcie, ale zostanie potraktowany jak każdy zagraniczny uczeń, a jak wiesz tych miejsc jest niewiele. Zależy mu na tej szkole, mnie zależy na jego szczęściu, a wam zależy na fajnie spędzonej nocy, prawda? - zaćwierkałam.
-A czemu nie może iść Cristian albo Alvaro? - oburzył się.
-Ja? - zarechotał Tello. - Po tym jak z Daga rzucałem jej w szyby balonami z farbą? Chyba ocipialeś! Przecież ona nas nienawidzi.
-A co do Rafy to może się nawet nie kapnąć, że to mój brat. Ma jedno nazwisko, inne miejsce urodzenia, inne kluby... - zaczęłam wyliczać.
-Jak mu się uda to może będzie chodził do klasy z moim Raulem - uśmiechnął się Alvaro.
-Zgoda - jęknął Marc. - Pójdę i posłodzę dyrektorce. A teraz idziemy do klubu! - zatarł dłonie.
-Weźcie kogo chcecie - westchnęłam. - Ale po cichu, bo trener nas zabije.
-Spoko - pokiwali głowami i się ulotnili.



Nie wierzyłam, że to robię... Nie wierzyłam też w to co widziałam w lustro. Z bólem przyznaję się do posiadania pary szpilek... Louboutiny, które dostałam od babci na osiemnastke. Nie chciałam ich, nigdy wcześniej nie miałam butów na obsasie, ale te... Te okazały się wygodne, piękne i przede wszystkim czułam sie w nich zajebiście. Znalazłam też sukienkę, torebkę od Chanel (moja jedyna elegancka torebka) i apaszkę od Alexandra McQueena. Generalnie nie lubię chodzić w takich ciuchach, nie czuję się w nich pełni sobą, ale nie da się zaprzeczyć, że jestem kobietą. Lubię, gdy faceci wodzą za mną wzrokiem. Nie lubię babskich ciuchów, a jedyne jakie mam są kosmicznie drogie i wiem, że będę je mieć aż do ich śmierci, co może nastapić wiele lat po mnie.
Wyszłam do tego przeklętego klubu z Vazquezem, Tello, Bartą, Llorente, Matą, Pedro i Reiną. Wyjść z hotelu nie było trudno. Aż się sama zdziwiłam, że tak łatwo poszło. Powędrowaliśmy do dosyc znanego klubu i chłopcy poszli w tango. Za moją eskotrę postanowił robić Tello.
-Daga, przyznaj się - mruknął sącząc niebieskiego drinka przez słomkę.
-Do czego? - patrzyłam jak Llorente wymachuje rękami i nawet zgrabnie podryguje przy barze.
-O czym teraz myślisz? - spytał. Spojrzałam mu w oczy.
-O Javierze - powiedziałam i sama byłam zaskoczona tym faktem.
-Czemu go nie wzięłaś? - podrapał sie po nosie.
-Bo nie chciałam go narażać - szepnęłam, a Tello się uśmiechnął. - Chronię go... - mruknęłam sama do siebie. - Boże... - jęknęłam.
-Zależy ci? - pochylił się do mnie.
-Tak - pokiwałam głową. - Miało nie być już nigdy żadnego piłkarza! - zacisnęłam pięści. - Cristian, ale on ma w sobie coś co sprawia, że nie mogę o nim nie myśleć. Chce mi się do niego, lubię jak mnie dotyka, jak na mnie patrzy, sposób w jaki się uśmiecha...
-Daj się temu porwać, bądź szczęśliwa, Daga! - poklepał mnie po ręku. - Może to ten?
-Może ten... - westchnęłam.



Przed świtem zawinęliśmy się do hotelu. O ile wyjść to był pikuś to wejść już nie bardzo... Ochronę przebrnęliśmy, już mieliśmy wsiadać do windy...
-Stójcie - usłyszałam za sobą i momentalnie zrobiło mi się zimno. - Zapraszam za mną - powiedział trener i zaprowadził nas do sali konferencyjnej. Usiadł na skórzanym fotelu i patarł dłonią swoje wąsy. Po długiej chwili spojrzał na nas. - Llorente, Mata, Reina, Pedro... Nie zagracie w dzisiejszym meczu, jak jeszcze raz nie wykonacie mojego polecenia wrócicie do domu. Po odesłaniu do Hiszpanii czterech zawodników z podowów dyscyplinarnych mogą nas zdyskwalifikować. Zrozumiano?
-Tak - pokiwali wszyscy głowami.
-Odejść - machnął dłonią. - Bartra, Tello, Vazquez... Po meczu jedziecie do Barcelony i nie chcę was widzieć już na tym Euro. Jesteście delegatami tylko z tej racji, że sami się nimi zrobiliście. Poinformuję jednak o tym trenera Millę. Spać - im też wskazał drzwi. Gdy wyszli spojrzał na mnie. - Nie ułatwiasz mi, Dagmara - westchnął. - Naprawdę chciałem stosować wobec ciebie system nagradzania, ale nie pozostawiasz mi wyboru...
-Przepraszam, panie trenerze - mruknęłam.
-Czy jesteś jakieś racjonalne wytłumaczenie czemu tak, wydawałoby się, odpowiedzialna i świadoma konsekwencji dziewczyna złamała mój zakaz?
-Jest - kiwnęłam głową.
-Więc, słucham - spojrzał na mnie wyczekująco.
-Mój brat chce dostać się do piłkarskiego liceum w Barcelonie, a jedyną osobą, która może przybliżyć go do spełnienia marzenia jest Bartra. Jednak przysługa za przysługę. On szepnie dyrektorce dobre słowo, ja zabieram ich do klubu - odpowiedziałam.
-Nie spodziewałbym się tego - zakręcił wąsa. - Do siostry prawie się nie odzywasz, burczysz jej, pyskujesz... A tu coś takiego dla brata... Mogę cię za to pozbawić posady.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Doceniam to, że kochasz brata do tego stopnia... Zachowałaś się skrajnie nieodpowiedzialnie. Naraziłaś czterech piłkarzy, wyszłaś z nimi w miasto bez jakiejkolwiek eskorty w środku nocy do klubu, gdzie mogło ich spotkać dosłownie wszystko... - zamyślił się.
-Mam się już pakować? - burknęłam. Popatrzył na mnie nieco zaskoczony.
-Dam ci dobrą radę... Z tego co się o tobie dowiedziałem od dziecka dążyłaś do celu, nie zważając na to jak wiele wyrzeczeń będziesz musiała się podjąć... Gdzie jest ta twoja wola walki? Jeździłaś przez pół kraju, żeby grać w wymarzonym klubie, wyjechałaś do innego kraju, a potem się poddałaś... Dagmara, nie rób tego, walcz do końca! Nie byle kto jest w stanie zapanować nad hiszpańskimi piłkarzami a tobie się to udaje i to ku zaskoczeniu wszystkich! Więc, jak będzie? Chcesz mi coś powiedzieć?
-Przepraszam, panie trenerze. Swoje osobiste sprawy powinnam załatwiać poza pracą. To się nie powtórzy - wyprostowałam się.
-Wiem o tym... Zostajesz, ale dzisiejszy mecz zobaczysz z telewizorów w strefie mieszanej. Nie masz prawa jej opuścić w trakcie trwania meczu, ale też przed i po. Będziesz tam tak długo aż ostatni piłkarz nie ruszy do autobusu. Zastanowię się też nad tym czy pojedziesz na mecz Polska-Rosja do Warszawy. Zrozumiałaś?
-Tak. Dziękuję i przepraszam - odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Niczym robot maszerowałam korytarzami, aż stanęłam przed pokojem Javiera. Zapukałam i czekałam...
-Dagmara? - otworzył. Był rozczochrany i zaspany. Miał na sobie jedynie czarne bokserki. - Co się stało i czemu masz na sobie sukienkę?
-Jestem głupia - szepnęłam i się do niego przytuliłam. - Idiotka - po policzkach popłynęły mi łzy.
-Skarbie - szybko wziął mnie na ręce, zamknął drzwi i zaniósł na łóżko. - Co się stało? - odgarnął mi włosy z czoła. Opowiedziałam mu co się stało z każdą chwilą płacząc jeszcze bardziej.
-Rozumiesz? - zrzuciłam buty z nóg i oparłam się o zagłówek łóżka. - Prawie stąd wyleciałam, bo nie potrafiłam się opanować! Kocham moje rodzeństwo, wybaczyłam Angelice wszystko, a nikt przy zdrowych zmysłach by tak nie zrobił.
-Daguś - przygarnął mnie do siebie. - Zachowałaś się wspaniale, trener się nie przyzna, ale mu zaimponowałaś - pocałował mnie w czoło. - Rodzina jest dla niego najważniejsza, ale musiał cię nastraszyć i ukarać. Rozumiesz?
-Tak, ale to nie zmienia faktu...
-Słońce - uśmiechnął się. - Zmienia wszystko.
-Javi... - jęknęłam.
-Proponuję ci ściągnąć kieckę, wskoczyć w jakąś moją bluzkę i się tu obok mnie położyć, co?
-Dobra - wstałam zdjęłam sukienkę i nałożyłam coś z jego walizki. Wsunęłam się obok niego, a on mnie objął. - Dziękuję - pocałowałam go w policzek.
-Za co? - zdziwił się.
-Za to, że jesteś... Jaki jesteś... - zamknęłam oczy.
-To ty sprawiasz, że taki jestem - szepnął. - I to ja powinienem ci podziękować.
-Za co? - ziewnęłam.
-Ostatnimi czasy tylko przy tobie potrafię być takim prawdziwym sobą. Chłopaki to chłopaki, ale ty to cos innego.
-Uwielbiam cię - wyszeptałam i usnęłam.

3 komentarze:

  1. Widać, że Dagmara kocha swojego brata, jak jest w stanie się tak dla niego poświęcać :) Mam nadzieję, że między nią a Javim wszystko będzie się dobrze układać. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny układ. Chociaż wiedziałam, że nie pójdzie jak po maśle. Ale co trener robił przed świtem w holu, to ja nie wiem. Mógłby sobie smacznie spać, a nie - nocny marek się znalazł. Tak czy siak, dobrze, że jej nie wywalił. I dobrze, że ma Javiera. Może to rzeczywiście ten jedyny..

    OdpowiedzUsuń
  3. 24 rozdział na dasein.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń