7. Nic mi, kurczaki, nie jest!

Wpatrywałam się z bruneta z niedowierzaniem. Autentycznie mnie zatkało! Mnie prawie nigdy nie zatyka!
-Sorki - mruknęłam i błyskawicznie znalazłam się przy drzwiach. Już wyciągałam dłoń do klamki, gdy Javier złapał mnie za łokieć. Odwróciłam się powoli i spojrzałam wprost w jego czekoladowe oczęta.
Jeśli stąd nie wyjdę to zrobię coś bardzo głupiego, czego będę potem żałować!
Jego oczy wpatrywały się we mnie w ten sposób, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Było mi coraz ciężej oddychać, a nogi... No, żesz! Nogi to miałam jak z waty!
Zbliżał się do mnie, milimetr po milimetrze. Zatrzymał się tuż przed moim nosem. Przymknęłam oczy (zupełnie nieświadomie!) i czekałam... Całe moje ciało czekało...
-Wołają na mnie! - wypaliłam i zanim się zorientował wypadłam na korytarz. Zaserwowałam sobie szaleńczy sprint i załomotałam do pokoju Cristiana i Marca.
-Co się stało? - wpuścił mnie do środka Tello.
-Nic! - wysapałam. - Super jest! - przyłożyłam dłonie do swoich płonących policzków. Szlag!
-Daga, ty się dobrze czujesz? - Marc zmarszczył czoło i podszedł do mnie. Położył mi dłoń na czole. - Masz gorączkę?
-Nie! Nic mi, kurczaki, nie jest! - usiadłam na łóżku.
-Brałaś co? Paliłaś? - usiadł obok Cristian.
-Chyba gorzej... - schowałam twarz w dłonie. - Miłość jest jak huragan, nie? Jak cię trzepnie to zgon...
-Zakochałaś się? - popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Nie! - zerwałam się. - NIE! - zamachałam mu palcem przed nosem. - Tego nie zamierzam powtarzać nigdy w życiu! Jaka ja głupia jestem! - złapałam się za głowę. - Trzeba było wtedy iść przywalić Torresowi, pograć w pocha, a nie iść się opalać!
-Dagmara? - Marc był nieco przerażony moim zachowaniem. Nie on jeden! Chociaż obaj widzieli mnie w nie lepszych akcjach.
-Nic mi nie jest. Pa! - mruknęłam i wyszłam. Wzięłam ze swojego pokoju papierosy i wyszłam. Szlam korytarzem i zapaliłam.
-Nie pal tu! - zaatakowała mnie Angelika.
-Bujaj się - warknęłam.
-Dagmara! Nie jesteś u siebie! Zachowuj się! - wysyczała.
-Bo ty za to jesteś! - spojrzałam na nią z mordem w oczach. - Dajesz mu dupy ile wlezie tylko dlatego, że masz dzięki niemu kasę! Jesteś zwykłą dziwką, która sypia z kolesiem za hajs! Może w naszym duecie to ja się nie umiem zachować, jestem krnąbrna, wredna i chamska! Tylko, że ja mam zasady, a ty? - W jej tęczówkach dostrzegłam autentyczne przerażenie. - Tamtego dnia zniszczyłaś kilka żyć, włączając w to moje i tracąc mnie bezpowrotnie. A miało być tak pięknie, co? Więc, ciesz się tym co masz teraz za dupę! Tylko jak ci się nie uda to nie przychodź do mnie z płaczem. Raz przyszłaś, a i tak zrobiłaś co chciałaś! Szkoda mojego czasu - dodałam i zbiegłam po schodach na dół.
-Dagmara, nie pal! - usłyszałam za sobą głos trenera.
-Będę na dworze - mruknęłam i wyszłam przed hotel. Usiadłam na ławce i skończyłam fajka. Nadal cała dygotałam, więc wzięłam drugiego. Podejrzewam, że mogłabym spalić całą paczkę i nie byłoby efektu.
-Cześć, nałogu! - zawołał Filip. Uśmiechnął się do mnie i wszedł do hotelu. Ciekawe co by zrobił jakby się dowiedział... Dam sobie uciąć rękę, że Angela nie potrafiłaby przewidzieć jego reakcji.
-DAGMARA! - wrzeszczało coś z góry. Nie zareagowałam. - DAAAGMAAARAAA!!! - darło się dalej. Zgasiłam szluga i wstałam.
-A co to? Napis na dropsie?! - odkrzyknęłam i zadarłam głowę w górę. Z balkonu wychylała się blond łepetyna Torresa w towarzystwie Arbeloi.
-Zagraj z nami na PlayStation! Zrobimy mistrzostwa! - uśmiechnął się blondyn.
-Skoro chcecie przegrać - wzruszyłam ramionami. - Zgoda - pokiwałam głową i weszłam do hotelu.


W nocy zakradłam się do pokoju Alvaro i usiadłam na jego łóżku. Szanowny właściciel rozłożył się niczym żaba na liściu i oglądał coś na jakimś anglojęzycznym kanale.
-Czego chcesz? - spytał niezwykle uprzejmie.
-Chowam się - mruknęłam i nakryłam się kołdrą po samą szyję.
-Chowasz? - nie załapał.
-Tak, Vazquez! - fuknęłam. - Za... - spojrzałam na swój zegarek. - Pięć minut wybije północ i rozpęta się piekło. Zanim mnie wydasz tym barbarzyńcom miej na uwadze, że z tobą spałam i robiłam różne rzeczy! - syknęłam.
-Daguś - roześmiał się wesoło. - Trzeba się było chować gdzieś indziej, bo właśnie u mnie będą cię szukać w pierwszej kolejności. Sama wiesz, że Hiszpanie lubią świętować, a świętowanie dwudziestych urodzin to naprawdę coś wielkiego - puścił mi oczko.
-Dagmara! - zaśpiewało coś pod drzwiami.
-Ja nie chcę - wyszeptałam.
-Nie ma jej tu! - krzyknął.
-Gówno prawda! - wrzasnął Torres. - Gallardo, wyłaź natychmiast!
-Nie! - rzuciłam poduszką w drzwi.
-Jesteś! - zawołał zadowolony.
-Zatopiony - podsumował Vazquez.
-STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJE DAGA NAM! - wyli pod drzwiami piłkarze. W tej samej chwili zaczął dzwonić mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis >>Robert xD <<, z jego śliczną buźką. Sama zrobiłam mu to zdjęcie po meczu, na którym miałam zaszczyt być. Nawet miałam na sobie jego żółtą koszulkę!
-Lewy! - ucieszyłam się i błyskawicznie odebrałam. - Hej!
~Najlepszego, Daguś! - powiedział na wstępie. - W końcu przestajesz być nastolatką! Życzę ci spełnienia marzeń, zdecydowania się na wyjazd do Hiszpanii, szczęśliwego zakochania i wszystkiego najlepszego, moja mała! Żałuję, że nie mogę teraz z tobą być, ale jakoś to nadrobimy.
-Dzięki, mój duży - uśmiechnęłam się. - Mam nadzieję, że zostanę chrzestną twojego pierworodnego.
~Ja też! - zaśmiał się. - Poczekaj, masz Ankę.
~Dagmarko, potworko moja! - słuchawkę przejęła narzeczona Roberta, a moja przyjaciółka. - Dołączam się do życzeń mojego wielkoluda, szczęścia! Spełnienia wszystkich marzeń!
-Dziękuję, ale moim jedynym marzeniem teraz jest jakiś super bohater, który wyciągnie mnie na jeden dzień z tego hotelu! - westchnęłam.
~Daga, dasz się sterroryzować piłkarzom? Potrafisz dojechać Wojtka, a pozwolisz im na zastraszenie cię? - zachichotała.
-Racja, Stachurska, święta racja - pokiwałam głową. - Jeszcze raz dzięki. Postaram się być na meczu z Rosją, bo na otwarcie to mnie pewnie nie puszczą.
~Strzelę dla was obu bramkę! - doleciał mnie krzyk Lewego.
~Zrób mu niespodziankę - poprosiła szeptem Anka. - Nie przyzna się, ale liczy w duchu, że się zjawisz. Wysłałam ci paczkę, na jutro powinna być.
-Postaram się i dzięki. Lecę. Kocham was - rozłączyłam się i wstałam. - Idziemy się bawić, Alvarito!


Angelika siedziała na recepcji i w milczeniu obserwowała jak po hotelu biegają piłkarze w towarzystwie jej siostry. Ciągle krzyczeli sto lat, albo układali jakieś wierszyki. Jej życzenia złożył jedynie Filip, ale dostała od niego piękną bransoletkę z diamentów. Nie chciała hucznej imprezy w przeciwieństwie do siostry.
-Tak, mały fiutku... - obok niej przemaszerowała Dagmara. Miała na sobie czarną bluzkę, czarne spodenki i zegarek. W całym stroju tylko zegarek należał do niej. Oczywiście nie miała butów, ale tym razem była też bez skarpet. - Weź, obsrańcu! Smuda nie powinien wystawiać cię w bramce, bo to wstyd dla narodu! - Ku zaskoczeniu Angeli mówiła po polsku. - Czekaj - zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na siostrę. - Wszystkiego najlepszego, Angelika - powiedziała uprzejmie. - Oby kolejne dwadzieścia było lepsze niż poprzednie. Może nie zrobisz już tego co wcześniej... Oby - powinie przyłożyła słuchawkę do ucha. - Wojtuniu, będę w Warszawie na mecz z Rosją, mam nadzieję, że wtedy cie ujrzę na trybunach - nawijała dalej.
-Viva Dagmara! - obok niej przebiegł jakiś piłkarz z puszką Pepsi.
-Hala Madrid! - zawołał kolejny.
-Wydaje mi się, czy Dagmara rozmawia z Wojtkiem Szczęsnym? - spytał Filip, który właśnie przyszedł.
-Nie wydaje, pewnie to on - westchnęła. - Moja siostra zna kilku piłkarzy polskiej reprezentacji.
-Serio? - zaciekawił się. - Kogo?
-Filip, nie patrz na nią jak na nie wiadomo kogo. Po prostu kilka razy w życiu była tam gdzie powinna i tyle - rozłożyła ręce. - Tylko oficjalnie mieszkała w Krakowie tak długo jak ja. W rzeczywistości swoje wojaże rozpoczęła w podstawówce. Odkąd sięgam pamięcią nie potrafię przypomnieć sobie wakacji z Dagmarą. Wakacje to był czas jej obozów. Na jednym z nich poznała Szczęsnego... - westchnęła. - Boże, jak oni się kłócili. To zahacza o patologię, ale w tej dziwnej kombinacji jest jakaś nuta... - zawahała się. - Sama nie wiem, ale zawsze miałam to dziwnie uczucie, że ona za nim wskoczy w ogień. Cały dzień się wyzywali, a wieczorem zasypiali oparci jedno o drugie.
-Jednak się lubią - uśmiechnął się. - Kogo jeszcze zna?
-Lewandowskiego i jego dziewczynę. Anki dziadkowie mieszkają obok naszych, a Lewy to jej kumpel z boiska. Śmiem twierdzić, że gdy dziadek zaprowadził Dagę na trening jakiegoś tam zespołu, gdy miała te sześć lat, i nie poznałaby wtedy Roberta, dziś byłaby inną osobą. A tak? W podstawówce znikała tylko na wakacje, a w gimnazjum? Po zsumowaniu była w Krakowie pewnie z trzy miesiące w ciągu roku? Grała najpierw w Legii Warszawa, potem Zniczu Pruszków, do szkoły nie chodziła, bo trenowała w Warszawie. Rodzice świecili oczami, dziadek robił datki na szkolę i się kręciło.
-Nie byłoby jej wygodniej mieszkać w Warszawie i tam chodzić do szkoły?
-Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Podejrzewam, że wolała udawać zapracowaną i nie chodzić do szkoły. Sport był dla niej ważniejszy niż edukacja.
-To czemu do liceum nie poszła do Warszawy tylko do Gdańska?
-Bo odeszła ze Znicza, trenowała w Lechu Poznań. Nie wybrała szkoły w Poznaniu z tego samego powodu co nie poszła do Warszawy - przekręciła oczami. - Czemu tak zmieniała kluby? - ubiegła jego pytanie. - Legia, Znicz i Lech? Ten powód to Robert Lewandowski. Jej przyjaciel od maleńkiego dziecka. Gdy Lewandowski przeprowadził się do Niemiec, Dagmara już rok była w Hiszpanii. On ją namawiał na piłkarskie liceum i obiecywał, że kilometry nic nie zmienią. Oczywiście nie zmieniły. Dzięki temu, że w Polsce przeszła przez tyle klubów piłkarskich, wszędzie była bardzo dobra, dostała się do Barcelony. Ot, cała historia. Szkoła to nie jest miejsce, gdzie Dagmara lubi przebywać. Teraz na przykład ma sesję, o której nie wspomniała nawet słowa, gdy proponowałeś jej pracę. Jej największą aspiracją w życiu jest zostanie WAG, wtedy nie będzie musiała nic robić.
-WAG? - wytrzeszczył oczy.
-WAG - pokiwała. - Od dziecka kręci się wokół piłkarzy, tylko czekaj i patrz jak oczaruje jakiegoś piłkarza. Wspomnisz moje słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz