6. Nie cwaniakuj tylko mi pomóż!

Vazquez polazł po ciuchy i przepadł! Czego ja się niby spodziewałam, co? To było do przewidzenia, kupa kumpli, kupa żarcia i żegnam! Mogę latać z gołą dupą, byle on się najadł i nagadał! Zero z niego pożytku, zero!
Poszłam do pokoju Jordiego i wzięłam sobie jego spodenki i bluzkę. Znowu zostałam bez butów (bo nie mogłam do niebieskiego założyć swoich czerwonych adidadków przecież!), więc posunęłam się do szaleńczej rzeczy... Poszłam do Angeli i wzięłam od niej trampki. To cud, że znalazłam tam coś takiego pośród tych wszystkich baletek i szpilek! A jakby to tak spadło z tych półek to śmierć na miejscu!
Z tego wszystkiego nie zdążyłam zjeść śniadania. Zmuszono mnie do pójścia na trening i obserwowania wszystkiego z ławeczki z boku. Paranoja!
-Miałam być tłumaczem! - zawołałam do trenera. - A nie statystą! - rozejrzałam się i popatrzyłam na te wszystkie zachwycone twarze kibiców, których wpuszczono na trybuny. Dla nich to frajda, a dla mnie? Nie wyspałam się, nie zjadłam nic, nie mam się w co ubrać! Nie tak to sobie wyobrażałam, oj nie tak...
-To tłumacz! - roześmiał się Jordi.
-Proszę państwa! - weszłam na ławkę na której siedziałam. - Jordi Alba do jedenastego roku życia nie potrafił zasnąć bez maskotki lisa, którego nazwał Panem Chytruskiem! - zawołałam po polsku.
-Zamknij się! - zapiszczał zbulwersowany.
-Daga, ale jesteś! - zarechotał Pique.
-Gerard! - wskazałam na wysokiego Katalończyka. - Wypija cztery piwa i zgon! Koniec imprezy, Geri leży brzuchem do góry i chrapie aż ziemia się trzęsie! - dodałam, a moja widownia się roześmiała.
-Dagmara, usiądź - powiedział trener, a ja momentalnie usiadłam i zamilkłam. Wyższa siła, jakiś szacunek trzeba okazać... Zwłaszcza, że niewielu osobom to pokazuje.


Angelika od dłuższego czasu obserwowała trening Hiszpanów stojąc na tarasie hotelu. Obok niej stał Filip i delikatnie głaskał ja po ramieniu.
-Zobacz, najpierw zrobiła show, a teraz śpi! - fuknęła spoglądając na siostrę, która spała na ławce i miała wszystko gdzieś. - Czy ona nie może kiedyś zachować się jak należy?!
-Kochanie, nie denerwuj się. Hiszpanie są z niej zadowoleni i ją polubili - pocałował ją w szyję. - Poza tym lepiej, żeby spała niż denerwowała chłopaków i nie pozwalała im się skupić.
-Filip, ja się po prostu boję, że będziesz miał przez nią problemy! - popatrzyła na niego z troską.
-Nie będę - uśmiechnął się. - Oddałem ją wczoraj pod zwierzchnictwo trenera. On z nią robi co chce, ja jej tylko płacę.
-To nic nie da! - założyła ręce na piersi. - To jest zadufana i zakochana w sobie egoistka! Wykorzystuje ludzi ile się da i nie ma do nikogo szacunku! Nawet nie wiesz ile łez przez nią wylałam - szepnęła i mocno się do niego przytuliła. - Są chwile, że zazdroszczę ci, że jesteś jedynakiem.
-Kochanie, patrzysz na nią przez pryzmat tego co było. Może spójrz na to co może być - objął ją.
-Co? Katastrofa? - warknęła. - Bo chyba tak dostała na trzecie imię!


-Gallardo? - usłyszałam nad sobą.
-Czego? - mruknęłam.
-Wiedziałaś, że to ja czy zawsze najpierw mówisz po hiszpańsku? - otworzyłam jedno oko i z kpiną spojrzałam na Ramosa.
-Wiatr zawiał z odpowiedniej strony i odniósł do mnie twój odór - pysknęłam i usiadłam.
-Jesteś najwredniejszą istotą jaką widziałem! - syknął i usiadł obok mnie.
-Tak? To poznałeś już moich młodszych braci? - prychnęłam.
-Co? - zadrżał i rozejrzał się w popłochu.
-Żart, lalusiu, żart - wstałam i podeszłam do trenera. - Idę na fajka - zakomunikowałam i ruszyłam w kierunku ogrodzenia, które miałam zamiar przeskoczyć.
-Nie - powiedział, a ja zamarłam w pół kroku.
-Słucham? - odwróciłam się.
-Nie będziesz palić podczas treningów.
-Ale nie mam tu nic do roboty - rozłożyłam ramionami. - Poza tym, z całym szacunkiem, ale nie jest pan moim szefem - wzruszyłam ramionami i okręciłam się na pięcie z zamiarem kontynuowania mojej podróży.
-Jestem, wczoraj Filip oddał mi twoje papiery.
-Co? - podskoczyłam. - Ale jak to? - podeszłam do niego.
-Masz obywatelstwo hiszpańskie. Dzięki temu zrobiliśmy to całkiem legalnie. Jesteś pod moim zwierzchnictwem i oficjalnie podlegasz hiszpańskiej federacji.
-No, kur! - warknęłam i zacisnęłam pięści. - Spoko - wróciłam na ławkę.
-Doceniam, że nie palisz przy chłopcach - powiedział i wrócił do treningu.
-Zabiję cię, Fifuś - syknęłam i się położyłam. Dobrze, że spać mogę.


Piłkarskie zgrupowanie, o ile nie jest się zawodnikiem, jest śmiertelnie nudne. Oni sobie ćwiczą, a ty siedź jak kasza w garnku! Dałabym wiele, żeby pośmigać teraz z nimi, ale nie mogę. Nie wolno mi zaburzać rytmu ich pracy...Ech...
Gdy w końcu mogłam iść do hotelu byłam głodna jak wilk!
Nic nie robienie wykańcza bardziej niż kilkugodzinne bieganie!
-Zajadaj! - Torres podsunął mi talerz z pomidorówką. Zjadłam. Potem były jakieś kotlety, a na deser lody. Oczywiście piłkarze mieli swoją dietę, ale ja jadłam co chciałam!
-Napchałam się jak świnia! - powiedziałam głośno. - Ale Pumba! Ty jesteś świnią! - dokończyłam tekst z bajki "Król Lew". - Było wyborne! - poklepałam się po brzuchu. - Co teraz?
-Wolne - trener puścił do mnie oczko.
-W końcu! - zerwałam się z krzesła i popędziłam do swojego pokoju. Przebrałam się w strój kąpielowy i wybiegłam na trawę przed hotelem. Rozpłaszczyłam się na kocu i zamknęłam oczy. Raj jest blisko.
-Jak się nie posmarujesz kremem to będziesz potem umierać - usłyszałam "dobrą radę".
-Tak, wiem - pokiwałam głową i zerknęłam na mojego "ratownika". - Javi, tak?
-Tak - mruknął i próbował nie patrzeć na moje ciało. To tak jakby próbował strzelić gola nie dotykając piłki.
-Jak się poparzę to przyjdę do ciebie po pomoc - uśmiechnęłam się słodko.
-Przyjdzie - zarechotał gdzieś Torres. Maszerował przez trawnik, a w łapsku trzymał miseczkę z truskawkami.
-Do ciebie na pewno się nie udam! - warknęłam i spojrzałam na Javiego. - Nie będzie tak źle, mam ciemną karnację, słońce mnie tylko dopieszcza.
-Będzie! - ryczał blondyn.
-Skrzywdzę go kiedyś - warknęłam i zamknęłam oczy.
-Jak coś to 217 - powiedział i odszedł.


Wieczorem krzywiąc się z bólu zapukałam do pokoju o numerze 217. Plecy... To już nie były moje plecy! Zasnęłam i jak na złość nikt mnie nie obudził. Trener zrezygnował z moich usług podczas treningu i w ten sposób spałam kilka godzin.
-Cześć - powitał mnie Javi.
-Ratuj mnie - weszłam do środka i położyłam się na łóżku. Zdjęłam bluzkę i usłyszałam za sobą gwizdnięcie.
-Ostrzegałem - mruknął.
-Nie cwaniakuj tylko mi pomóż! - jęknęłam.
-Zastanawia mnie jedno - usiadł obok mnie i czułam jak z uwagą wpatruje się czerwoną plamę, czyli coś co jeszcze kilka godzin temu było moimi plecami. - Jak to zrobiłaś?
-Zasnęłam, nie? - fuknęłam.
-Gdzie ci się to udało? Navas biegał dziś po hotelu z dzikimi wrzaskami, a do tego... Nie masz odbitego paska od stanika... - urwał.
-Spałam na dachu - szepnęłam. - Myślałam, że obudzę się za chwilę, a moja skóra będzie złocista...
-Daga - westchnął i wstał. - Zaraz wracam - dodał i wyszedł. Wrócił po kilkunastu minutach. - Zaboli, ale potem będzie lepiej. Nie krzycz, ok?
-Ok - zgodziłam się łaskawie. Jednak, gdy jego dłoń spoczęła na moich plecach... - AAA!!!
-Dagmara! - warknął i drugą ręką zasłonił mi usta. - Miałaś być cicho! - I tak trzymając mnie, żebym się nie wyrwała i nie narobiła zbyt wiele krzyku smarował mnie czymś po skórze. Na początku piekielnie piekło, potem jednak było coraz lepiej, aż całkiem mi przeszło. Czułam tylko taki przyjemny chłód. - Gotowe - puścił mnie i wstał.
-Dzięki - uśmiechnęłam się i rozejrzałam. - Musisz mi pomóc z czymś jeszcze...
-Muszę? Młoda, i tak masz u mnie duuuży dług - usadowił się w fotelu i patrzył na mnie zadowolony.
-Javier! - warknęłam. - Teraz to serio musisz.
-Muszę? - w zabawny sposób uniósł jedną brew do góry.
-Tak, bo jak mi nie dasz jakiejś koszuli to będę tu nocować! Z gołymi cyckami po hotelu nie zamierzam śmigać! - fuknęłam.
-A, o to chodzi - wstał i podszedł do szafy. - Jaki kolor?
-Daj cokolwiek - mruknęłam i usiadłam zasłaniając biust rękoma. Jakby zobaczyła mnie teraz Angela to pewnie by mnie zabiła... Ale mnie nie widzi.
-Jesteś pierwszą kobietą, która odpowiada w ten sposób na to pytanie - zaśmiał się.
-Aż tak wielu laskom zadajesz to pytanie?
-Czarna - zignorował moje słowa i podszedł do mnie.
-Włóż przez głowę - powiedziałam i wstałam. Czułam na sobie jego spojrzenie i... Kurczę, było mi tak dziwnie! Jak pokazywałam tatuaż Ramosowi to było mi rybka co sobie pomyśli, a teraz...
-Nie sądziłem, że możesz wyglądać tak niewinnie - szepnął i nałożył na mnie koszulkę.
-Pozory mylą, co? - mruknęłam i wsunęłam ręce w rękawy. Patrzył na mnie tak, że aż zrobiło mi się gorąco, ale bynajmniej nie od spalonej skóry.
-Co to? - wskazał tatuaż na prawej stronie podbrzusza. Podczas nakładania bluzka się podwinęła, a jeszcze jak wiązałam włosy w kitkę to już całkiem. - A. serduszko 6.9.2009 serduszko Barcelona.
-Tego dnia poznałam Vazqueza i od tego dnia moje życie się całkiem zmieniło - wzruszyłam ramionami. - Potem przyszedł Tello, Bartra...
-Alvaro to ktoś ważny dla ciebie? - Ciągle patrzył na mnie uważnie, co nie pomagało mi w myśleniu.
-Teraz tak samo ważny jak Cristian i Marc. Kiedyś był bardziej, ale to kiedyś - uśmiechnęłam się słabo.
-Byliście razem? - spytał, a ja westchnęłam.
-Tak, prawie dwa lata, ale nie wyszło. Dziś jesteśmy w pierwszej fazie naszej znajomości i dobrze mi z tym. Vazquez jako przyjaciel nie wkurza mnie tak jak chłopak.
-Czemu? - zaśmiał się.
-Nie masz takich wymagań. Nie oczekujesz tak wiele, a potem nie ma rozczarowań. Jak czegoś nie zrobi to bez ceregieli go ochrzanię, a potem nie mam jakiś strasznych wyrzutów sumienia. "A." na tatuażu to po prostu "Amigos". Dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się.
-Polecam się na przyszłość - puścił mi oczko.
-Mam nadzieję, że nie... - chciałam się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili wspięłam się na palce z zamiarem cmoknięcia go w policzek... Tylko, że Javi przekręcił głowę a ja trafiłam w usta...

___________________________________


 


Oto główny bohater ;D
JAVIER MARTINEZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz