13. Uwielbiam mieć cię przy sobie.


W Gdańsku, a konkretnie w Hotelu Gdańsk zjawiliśmy się koło południa. Średnio spodobał mi się tłum wokół wejścia, ale Iker gestem przywołał mnie do siebie i nie miałam wyjścia. Chciało się być tłumaczem to teraz trzeba świecić oczami.
-Nie lubię tego - wyszeptałam do kapitana.
-Przyzwyczaisz się - poklepał mnie pocieszająco po plecach.
Wyszliśmy i uśmiechnęłam się niczym gwiazda filmowa. Poprawiłam legitymację na szyi i ruszyłam obok Ikera.
-Witamy serdecznie w naszym hotelu! Miło nam gościć tak wspaniałych gości! - powiedziała blond niewiasta.
-Serio mam ci to tłumaczyć? - mruknęłam.
-Jeśli to było oficjalne powitanie to sobie daruj. Skup się na rzeczach istotnych - poinstruował.
-Kwiatki! - zapiszczał za nami Reina. Piłkarze kręcili się niczym pszczoły w ulu. Kursowali od autokaru do hotelu jakby mieli robaki w dupie!
-Mają nadzieję, że będziemy się tu czuć doskonale - burknęłam z profesjonalnym uśmiechem na ustach.
-Podziękuj i w ogóle - też się uśmiechnął.
-Miś - zaćwierkałam i wskazałam na misia, który właśnie wędrował do rąk Ikera. Kudłaty stwór o kolorze miodu z koszulką, na której było logo hotelu. W rączce dzierżył flagę Hiszpanii.
-Gracia - pokiwał głową i wziął maskotkę.
-Zapraszamy do środka - wskazali drzwi. Przyjęłam to z ulgą. Jednak maszerowałam obok laski, która była Panią Dyrektor i Pana Prezesa. Zakwaterowali nas do pokoi, dali klucze i z ulgą wsiadłam do windy. Chyba po raz pierwszy miałam ze sobą duży plecak, a nie tylko moje maleństwo. W ogóle to swój plecak musiałam zostawić! Trener stwierdził, że to zgrupowanie narodówki, a nie klubu i herb Realu to nie jest najlepszy pomysł, kiedy liczy się neutralność. Więc, mój plecak był granatowo-czerwony z logo Adidasa i herbem Hiszpanii. Wpakowałam do niego trochę ciuchów i zawartość swojego realowego plecaka. Na wszelki wypadek wzięłam też papierosy, kto wie? Może będę ich potrzebować?
Opadłam na swoje łóżko i zsunęłam z nóg buty. Trening miał być wieczorem, potem wolne, a rano lekka rozgrzewka przed meczem. Trochę się denerwowałam tym spotkaniem. Włosi tak łatwo się nie poddadzą.
-Dagmara? - usłyszałam i ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Wstałam i otworzyłam. Na progu stał Javier z bukietem tulipanów... Tych samych, które rozdawali piłkarzom pod hotelem.
-Tak? - wzięłam się pod boki.
-Trochę to trwało i nie ma ich dwudziestu trzech, bo Reina zaczął walczyć z Torresem na kwiatowe mecze... - urwał. - A Arbeloa swojemu uciął głowę w windzie, bo się zagapił - dodał. Szybko przebiegłam bukiet wzrokiem. Nie wiem czy było ich dwadzieścia. - Ale chciałem cię powitać jak trzeba - wyciągnął zza pleców ikerowego miśka, którego dostał przy drzwiach.
-Dziękuję - wzięłam prezenty. - To miłe - wpuściłam go do środka i wstawiłam kwiaty do wazonu na ławie. Usiadł na łóżku, ale jakoś radością nie tryskał. - Javi? - stanęłam przed nim zdziwiona.
-Zmęczony jestem - wzruszył ramionami i posadził mnie na swoich kolanach.
-Muszę ci coś powiedzieć - mruknęłam i zaczęłam wyłamywać palce.
-Co? - położył swoje ręce na moich.
-Nikt nie powinien się dowiedzieć, że się widujemy - wypaliłam. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Ale czemu? - zdziwił się.
-Znaczy się, nie tak! - pokręciłam głową. - Chodzi mi o to, że trenerowi może się to nie spodobać. Dziewczyny, żony i dzieci piłkarzy nie mogą być na zgrupowaniu, bo piłkarze mają się skupić na swojej grze, a nie laskach. Czaisz? Poza tym chłopaki mogą być źli, że ty masz, a oni nie...
-Rozumiem - pokiwał głową. - Ale jeśli sądzisz, że będę siedział z założonymi rękami i czekał na koniec Euro to się grubo mylisz! - uśmiechnął się szelmowsko. - Uwielbiam mieć cię przy sobie - wyszeptał i pocałował mnie delikatnie.
-Jesteś jedynie moim wypełniaczem czasu na Euro, gdzie przyjechałam zarobić kasę na czymś co jest dla mnie równie naturalne jak oddychanie - powiedziałam pewnie.
-Tak? - syknął i błyskawicznie położył mnie na łóżku, wisząc nade mną. - To ciekawe - wodził palcem po mojej szyi. Rozsunął czerwoną bluzę i położył dłoń na moim płaskim brzuchu. Powoli podwinął czarny podkoszulek i pochylił się. Gdy jego usta dotknęły skóry cicho jęknęłam. Zagryzłam wargi, a on delikatnie całował mój brzuch. - Tak się reaguje na wypełniacz czasu? - zaśmiał się.
-Spadaj! - fuknęłam i odepchnęłam go. Złapał mnie za nadgarstki i zachłannie wpił się w moje usta. W środku coś mi się zakotłowało. Poczułam jak wnętrzności skręcają mi się w euforii, serce wali jak szalone a język... Język poszedł w tango z językiem Javiera. Przysięgam na wszystko co kocham, że nigdy nic takiego nie czułam! NIGDY! A ja głupia myślałam, że przeżyłam wszystko przy Alvaro.
-Wypełniacz? - powtórzył oddalony ode mnie kilka centymetrów.
-Nie - pokręciłam głową. Puścił mnie, a ja oplotłam jego szyję ramionami i mocno się przytuliłam. - Tylko się boję. Zawsze miało być tak fajnie, a potem tak fajnie się psuło. Wiesz ile mnie kosztowało, żebym potrafiła się przyjaźnić z Alvaro po tym wszystkim?
-Ale dałaś radę? - pocałował mnie w szyję.
-Pewnie, że dałam! Zawsze dam sobie radę, bo moje poddawanie na nic mi się nie przy... - urwałam, bo zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz jednocześnie się uśmiechając i nieco martwiąc. - Cześć, Rafał - odebrałam.
~Hej - mruknął mój brat. Najstarszy z trzech młodszych.
-Co tam, młody?
~Mam sprawę - powiedział.
-Wiem, a jaką?
~Po pierwsze mama cię pozdrawia, tato mówi, żebyś za dużo nie przeklinała, Hugo chce coś z autografem, a Leo chce buziaka - wygłosił litanię.
-A ty?
~Mogłabyś mi pomóc dostać się do twojego liceum? - wypalił.
-Co? - zdziwiłam się. - Chcesz chodzić do ogólniaka do Gdańska?
~Nie - zaprzeczył. - Chcę do liceum piłkarskiego w Barcelonie. Wypełniłem i wysłałem papiery, ale może to za mało? Przeszedłem testy w Espanyolu, byli zadowoleni, ale jak się nie dostanę?
-Co na to rodzice? - pogłaskałam Javiera po policzku. Chyba zapomniałam dodać, że rozmawiałam z Rafaelem po hiszpańsku? No, to rozmawiałam. Nasi rodzice byli tak pomysłowi, że nauczyli nas w domu rożnych języków, ale nie polskiego. Mama od dziecka mówiła do nas w góralskiej gwarze, albo po angielsku (żeby tacie zrobić przyjemność), a tato mówił do nas albo po angielsku albo hiszpańsku. Efekt był taki, że jak trafiłam do zerówki nikt nie mógł się ze mną dogadać. W taki sposób wylądowałam w amerykańskiej szkole i dopiero do gimnazjum poszłam, gdzie podstawowym językiem był polski. Moje rodzeństwo podobnie.
~Nic nie wiedzą. Tato podpisał mi zgodę, bo mu powiedziałem, że to chodzi o wycieczkę, a mamie podetknąłem jak próbowała wmówić Leo, że musi jeść grzyby, bo są zdrowe.
-Fuj - wzdrygnęłam się. - Wiesz, Rafa, podejrzewam, że rodzice się nie zgodzą.
~Zamieszkam u cioci Gabrieli tak jak ty! Już z nią gadałem! - zdenerwował się.
-Spokojnie, mały - westchnęłam. - Po tym co zakomunikuje rodzicom zgodzą się bez przeszkód.
~Co takiego?
-Wracam do Barcelony. Pójdę na zaoczne studia...
~Znowu będziesz grać? - przerwał mi.
-Spróbuję - pokiwałam głową. - Brakuje mi tego. Więc jak nie zamieszkasz z ciocią to ze mną. Miałam wynajmować pięciopokojowe mieszkanie z chłopakami, ale co to za różnica jeden pokój w tą czy w tą?
~Patrząc realnie... Chyba szybciej dali by mnie pod opiekę Angeliki niż twoją - niemal widziałam jak się krzywi.
-Chcesz to spróbuj szczęścia. Jeśli uważaliby mnie za osobę nieodpowiedzialną nie grałabym od gimnazjum w warszawskim klubie, prawda?
~Prawda - zgodził się. - To co? Spróbujesz coś zrobić?
-Może ja lepiej nie... Dyrektorka jakoś mile nie wspomina momentu jak prawie wysadziłam jej gabinet w powietrze, bo Tello miał pomysł... - zamyśliłam się. - Ale Bartrę kocha! Więc, coś pomyślimy.
~Dzięki, może będę na meczu z Rosją w Warszawie. Idziesz na Stadion?
-Skąd masz bilet?
~Szczęsny mi dał. Powiedział, że dla ciebie ma Lewy.
-Nie wiem czy uda mi się wyrwać - skłamałam.
~Zostanę kilka dni u dziadków, więc będę codziennie chodził do Strefy - cieszył się.
-Hubert i Leo przyjadą z tobą?
~Z rodzicami. Tato ma wziąć wolne do końca czerwca.
-Czaję - pokiwałam głową. - Podziałam ile się da, trzymaj się! - rozłączyłam się. - Rodzice moją zrobić mi nalot w Gniewinie! - sapnęłam, a Javier się roześmiał. - To nie jest śmieszne! - szturchnęłam go. - To tragedia! Armagedon!
-Jest - pocałował mnie czule. - Gadasz z bratem po hiszpańsku?
-Mam... - szukałam słowa. - Oryginalnych rodziców. Potrafią mówić do siebie w rożnych językach i traktują to jak dobrą zabawę. Efekt jest taki, że lepiej mówi mi się po hiszpańsku czy angielsku niż polsku.
-Intrygujesz mnie z każdym dniem coraz bardziej - uśmiechnął się. - Ale teraz - spojrzał na zegarek. - Idziemy na trening.

Cześć! Nie ma mnie ;) Wielki grzesznik udał się na pielgrzymkę do Częstochowy, ale nie chcę, żebyście zostali bez notki na całe dwa tygodnie.
Odcinek oddaje w Wasze piękne oczęta Moniika, z którą prowadzę bloga! :D
http://amor-capricho.blogspot.com/
Odcinek 14 pojawi się najpewniej 16 sierpnia, bo chociaż wracam 15, podejrzewam, że nie będę dała rady nic dodać.

Buziaczki! :***


7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :> czekam na następny :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bitwa na kwiatki? Nie ma to jak oryginalność. Javier jest słodki ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Javier jest uroczy :) Ciekawa jestem, czy Dagmarze uda się ściągnąć brata do Barcelony ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. sama słodycz z Javiego. :D czekam na następny.
    Zapraszam na: http://uwierzmi.blogspot.com/
    sorry za spam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej! Szkoda, że już mnie nie informujesz o nowościach. Bd dalej informować? A co do rozdziału to jak zawsze jest świetny, ale czekam wciąż aż dowiem się, co za tajemnica tej Angeliki! Myślę, że niedługo się dowiem. A u mnie kolejne rozdziały - > dasein.blog.onet.pl i moja nowość -> 444-days-in-hell.blogspot.com ; **

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny ten wypełniacz czasu na Euro :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabawni rodzice. Hahaha. A niby mieszkała w Polsce. Życzę powodzenia braciszkowi w karierze piłkarskiej. No i "wypełniaczowi czasu" szczęścia z Dagą ;)

    OdpowiedzUsuń