4. Czym chata bogata!

Stałam w holu w moim zacnym stroju i jadłam czekoladę. Za mną stał Tello trzymając mnie za ramiona, kiwał mną w przód i w tył opowiadając mi jakiś mecz. Normalna sytuacja, nawet nie wiedziałam jak bardzo za tym tęskniłam. Za licealnych czasów było to bardzo częste. Bywaliśmy w szkole sporadycznie, ale jak już się zjawialiśmy to widzieliśmy się na każdej przerwie. Dzięki temu, że chodziliśmy do piłkarskiego liceum mieliśmy inny tok nauczania. Ogólniak w Hiszpanii jest dwuletni, ale ze względu na nasze zajęcia dodatkowe (treningi, mecze, wyjazdy) rozwalili to na trzy lata. Dla mnie tok nauczania się nie zmienił (w Polsce to i tak i tak trzy lata), ale chłopcy cierpieli niesamowite katusze, że uczą się rok dłużej niż rówieśnicy.
-Wtedy mu podałem, ale nie przyjął! Czaisz?
-Pizda - skomentowałam i wepchnęłam sobie do ust kolejny kawałek.
-Taka czyta okazja, byłby gol! - emocjonował się.
-Wpierdoliłeś mu?
-Zaraz po meczu! Kiedy mieli przyjechać nasi? - zmienił temat.
-Po północy... Chyba - mruknęłam i podałam mu kawałek czekolady, którą od razu zjadł, ale nie przestał mną kołysać.
-To czemu tu kwitniemy? Bartra i Vazquez grają w bilard! Też chce!
-Nie wiem, jakoś tak - podrapałam się po nosie. - Coś mi mówi, że powinnam tu być - dodałam i w tym samym czasie otworzyły się drzwi wejściowe i Tello cicho sapnął.
-HOLA! - zawyło kilka głosów i w progu zobaczyłam kilka znajomych twarzy. Tylko skąd ja ich znam...
-O, kurwa - szepnęłam, przypominając sobie całą rozpiskę na dziś. Spojrzałam na zegarek i osłupiałam. Przed piłkarzami mieli się pojawić Villa i Puyol , bo nie grają, trochę ludzi ze sztabu a do tego kilku dziennikarzy, żeby obejrzeć hotel i porobić zdjęcia z przyjęcia drużyny!
Cristian od razu mnie puścił i stanął obok niemal na baczność.
-Hola! - odpowiedziałam i z deczka mnie przytkało.
-Nie powinnaś ich jakoś powitać? - wyszeptał Tello.
-Czym chata bogata! - wypaliłam i machnęłam ręką mijając jego nos o milimetry.
-Dałaś pokaz - warknął.
-Dagmara? - spytał David i podszedł bliżej. Znam go z Valencii, ale nie widziałam z... u... długo!
-Pewnie, Guaje! Witamy w Hotelu... - odwróciłam się i spojrzałam na duży napis na ścianie. - Mistral Sport - dokończyłam, a on się zaśmiał.
-Kto to? - usłyszałam z tyłu.
-Dagmara Gallardo, siostra cioteczna  Jordiego Alby i nasz tłumacz - wyjaśnił Villa. - Chłopaki jadą i za kilkanaście minut powinni być na miejscu.
-GALLARDO???!!! - zapiszczało coś z tyłu. - Gallardo?! Czemu ta baba mnie prześladuje?!
-Uspokój się, Ramos - odezwał się Puyol i puścił mi oczko. - Daga nie ma nic wspólnego z twoją byłą.
-Nie ważne czy ma czy nie! To jest to samo nazwisko! - podszedł do mnie wysoki szatyn z idealnie ułożonymi włosami. Krytycznie obrzucił wzrokiem mój strój i uśmiechnął się głupkowato. - Faktycznie nie ma nic wspólnego z tamtą kurwą - zachichotał.
-Co? - nie załapałam.
-Jego była to Nereida Gallardo, ta szmata co ciągała się za Ronaldo - wyjaśnił mi szybko Guaje.
-No - pokiwał głową Ramos. - Ona miała cycki jak balony, dupeczkę, że... - zacmokał. - A ty? - spojrzał na mnie. - Wyglądasz jak skrzat w za dużych ciuchach - dodał.
-Nie przyjechałeś tu zajmować się damskimi kształtami, ale masz się skupić na obronie tytułu, Sergio - odezwał się Puyol. - Dagmara to twój tłumacz, bez niej prawdopodobnie nawet nie zjesz śniadania, zrozumiano?
-Tak - pokiwał głową i myślałam, że to koniec dyskusji, ale skąd! - Aaa!!! - zaczął się drzeć. - Rozdwoiła się! - wskazał na coś za mną.
-To moja siostra Angelika - westchnęłam. Angela stanęła obok nas mając na sobie obcisłą spódnicę i dopasowaną bluzkę. Ona to jak zwykle!
-Wyglądacie tak samo nie tylko na twarzy? - spytał Ramos.
-Wygląd to jedno, to w środku to drugie - odparowałam i podsunęłam mu pod nos swój lewy nadgarstek. Wytatuowany był na nim herb Realu i napis :!Hala Madrid!".
-SWOJA! - zamachał rękami do kolegów. - NIE TYKAĆ! Madridista! - ukłonił mi się.
-Para siempre - dodałam i puściłam mu oczko. - Ale panowie, spokojnie. Klub to jedno, reprezentacja to drugie. Podobnie jak wy, potrafię wyczuć czas kiedy należy zaprzestać wojen - podniosłam bluzkę, a pod lewą piersią miałam napis "Viva Espana".
-Dagmara! - warknęła Angela. Nie wiem o co jej chodzi, bo spodnie Bartry miałam zawiązane tak wysoko, że prawie sięgały mi cycek. Jakby miał kilka centymetrów więcej to miałabym je na szyi a z boku wycinałabym dziury na ręce.
Ramos zaczął gwizdać, a ja wiedziałam, że rozpowie to po kolegach. Kupiłam ich czymś co wyssałam z czekoladowym mlekiem serwowanym mi przez babcię Nurię.
-Masz - David podał mi jakąś reklamówkę. - Strój na powitanie. Błagam, nie rzucaj się w oczy. Stań sobie z tyłu i tłumacz tym co będą najbliżej. Mamy za sobą masę takich powitań i wszyscy mówią praktycznie to samo. Weź sobie buty, bo nie wiedzieliśmy jaki rozmiar.
-Ok! - stanęłam na baczność.
-Przebierz się - syknął, a ja pobiegłam do siebie. Wystroiłam się w granatowe spodnie dresowe, czarny podkoszulek i czerwoną bluzę. Taka odpicowana zeszłam na dół.
-Czemu Ramos nie jest z resztą drużyny? - spytałam Villę, gdy staliśmy pod hotelem i czekaliśmy na autokar.
-Bo to Ramos - westchnął. - Gotowa na tłumaczenie? - wyprostował się na widok nadjeżdżającego pojazdu.
-Jak zawsze - puściłam mu oczko.


Jednak moje tłumaczenie okazało się zbędne. Czemu? Coś im zagrano, Llorente dostał bochen chleba i piłkarzy zaprowadzono do hotelu.
-Jordi! - rzuciłam się na brata i mocno go wycałowałam.
-Dagmara! - ucieszył się. - Patrz jaki mam graniak! - okręcił się wokół własnej osi. - Fabregas już urwał guzik! Co za sierota! - zaśmiał się z kumpla, który stał obok i bezradnie wpatrywał się w sterczące notki.
-Daga? - popatrzył na mnie zdumiony.
-Hej, przystojniaku - poruszyłam zabawnie brwiami i pomachałam mu ręką.
-Daga! - wrzasnął mi do ucha Pique. - Znasz Gdańsk? - szepnął i rozejrzał się w popłochu czy aby nikt go nie słyszy.
-Znam, a co? - popchnęłam go w kierunku recepcji, żeby wziął klucz do pokoju.
-Pójdziemy na jakąś imprezkę? Błagam! - złożył ręce jak do modlitwy.
-Chcesz, żeby mnie obdarli żywcem ze skóry? - fuknęłam. - Jestem młoda, nie mam nawet dwudziestki na karku, a ty chcesz mnie już życia pozbawić?!
-Zabierzemy Pedro, Matę, Albę, Silvę, Busquetsa, Fabregasa... - wyliczał, a ja zaśmiałam się w głos.
-Pewnie, Fabregasa, żeby cały hotel słyszał, że się wymykasz - popukałam się w czoło. - Słoń ma więcej gracji niż on!
-Mam cię! - zarechotał i ucałował mnie w głowę. - Pogadamy potem.
-Geri... - zrobiłam słodkie oczka, gdy brał swój klucz.
-Tak, możesz brać moje ciuchy, skrzacie - uśmiechnął się. - A teraz mi pokaż gdzie jest 316 - podał mi klucz.
-Za mną, proszę - powiedziałam profesjonalnym tonem i ruszyłam ku schodom.
-Na piechotę?! - sapnął. - A winda?
-Rusz dupsko! Siedziałeś tyle czasu w samolocie, pora rozruszać te kości, które mają mi wygrać Euro!
-Matko, nadal jesteś tak samo głupia - fuknął.
-Ciekawe kto tu będzie głupi jak zechcesz iść się pobawić, a trener powie nie! - warknęłam i zanim się zorientował zniknęłam za załomem korytarza.
-Dagmara! - wrzasnął, ale było już za późno, bo Dagmara przepadała! O, tak się nie będziemy bawić, panie Pique.
-Daga? - usłyszałam za sobą i aż wrzasnęłam ze zdumienia. Wpakowałam się komuś do pokoju, a myślałam, że to schowek!
-O, Valdes - uśmiechnęłam się.
-Co dziś? - usiadł na łóżku i spojrzał na mnie wyczekująco.
-A, nic - machnęłam ręką. - Mała kłótnia z Pique - wyjrzałam na korytarz przez szparkę. - Gdybyś zamykał drzwi to by mnie tu nie było - burknęłam. - Nie jesteś w domu tylko na zgrupowaniu... Tylu tu wariatów!
-Co słychać? - zaczął się rozpakowywać.
-Ech, nic - rzuciłam się na łóżko i założyłam ręce za głowę. - Zostałam waszym tłumaczem.
-Jak zwykle, więcej szczęścia niż rozumu - uśmiechnął się. - Jak tam rok w Polsce?
-Pracowałam w szkółce piłkarskiej, studiuję... W sumie to teraz chyba sesja jest... - zamyśliłam się.
-Podsumowując - zaczął chować skarpetki do szuflady. - Egzystujesz i czekasz na cud.
-I to się zdarzył! - klasnęłam w dłonie. - Jestem tu z wami!
-Wrócisz? Lubiłem patrzeć jak przekomarzasz się z chłopakami, paradujesz po Camp Nou, a potem z morderczą precyzją strzelasz gole na konto Espanyolu - zaśmiał się.
-Uwielbiam was, ale nie za to gdzie gracie, ale jaką macie narodowość - wzruszyłam ramionami.
-Boje się pomyśleć co będzie jak poznasz chłopaków z Realu... - pokręcił głową.
-Ramos ma przeze mnie traumę, czaisz... Gallardo - westchnęłam i przekręciłam oczami.
-Ciekawe co będzie miał Ronaldo - roześmiał się. - Są niedaleko, w Opalenicy i myślę, że chłopaki zechcą ich nawiedzić.
-Och, bardzo chętnie! - zatarłam ręce i oczy mi zalśniły. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi, a Victor je otworzył.
-Wypad! - Villa wskazał mi korytarz. - Musimy coś załatwić.
-My? - podeszłam do niego. - David, sorry nie jesteś w moim typie, masz rodzinę i, nie obraź się, jesteś dla mnie za stary!
-Chodź! - złapał mnie za fraki i wywalił na korytarz. - Musisz sprawdzić czy piłkarzom niczego nie potrzeba.
-JA?! - zdziwiłam się niepomiernie.
-Nie jesteś tu na wakacjach, młoda - zaśmiał się.
-Wiesz, że jakbyś nie był tym kim jesteś to nie dałabym ci sobą tak pomiatać? - wzięłam się pod boki.
-Daguś, znamy się od dziś? Czy odkąd Jordi zawitał na Mestalla? - objął mnie za szyję i zaczął łaskotać. - Już jako piętnastolatka byłaś bardzo pyskata i wygadana.
-Zostało mi to do dziś, Guaje - odepchnęłam go. - Dawaj to - westchnęłam. Podał mi listę z numerami pokojów (taką samą wręczyłam wcześniej Angelice) i kazał odznaczać ptaszkiem, gdzie byłam. - Miałam tu tłumaczyć, a nie robić za niańkę - fuknęłam i poszłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz